piątek, 23 września 2011

Z rozmów pomiędzy wiedźmami - czyli wszystko, czym nie jest magia

AUTORKA: Isa (Larhetta)
(tekst pochodzi z bloga: Larhetty Księga Oczarowań)

- Och, robisz czary? No to popatrzymy. (...)

Słoneczko, masełko, stokrotki żółciutkie
Cyraneczko, żądełko, pieniążki złociutkie,
Zmieńcie szczura tego, głupiego, tłustego,
W szczura mądrego i całkiem żółtego!

Machnął różdżką, ale nic się nie stało (...)
- Jesteś pewny, że to prawdziwe zaklęcie? - zapytała dziewczynka (...).

[J. K. Rowling, "Harry Potter i Kamień Filozoficzny"]

Wiedźmy czasami zasiadają razem - wokół butelki wina - i zaczynają opowiadać sobie nawzajem. O absurdach. O cudzych wyobrażeniach tego, co robią. O oczekiwaniach, o których słyszą. O magii wreszcie, która nie istnieje - nie w ich świecie przynajmniej.

Wrzesień jest specyficzną porą. Dzieci wracają do szkół - i zaczynają się nudzić. Piszą zatem długie listy do osób, które znajdują w Internecie, a które same siebie zwą czarownicami.
Wrzesień jest także czasem, kiedy - będąc jak ja na studiach - nawiązuje się znajomości - nowi współlokatorzy, znajomi z uczelni, znajomi znajomych i tak dalej. I prędzej czy później pada hasło: "czarownica".
Od czarownicy zaś niedaleko do magii.

W tym momencie zaczyna się bajka. Rozmówca patrzy na czarownicę jak na wariatkę i w głowie próbuje pogodzić obraz poważnej studentki w profesorskich okularach, tudzież wypacykowanej dziewczyny z silnym imprezowym makijażem w nieprzyzwoicie krótkiej spódnicy z wizją hogwardzkiej szaty z logo domu (moje byłoby zielone...;)) na piersi i różdżką w dłoni (albo ewentualnie wyobrażeniem starej Baby Jagi z włosami wyrastającymi z uszu, ale tego nawet nie będę komentować...). I - oczywiście - nijak sobie nie może z kontrastem poradzić.

Czarownica zatem zapala papierosa - i tłumaczy. Wolno. Łopatologicznie. I w końcu - przynajmniej trochę rozjaśnia rozmówcy sytuację. Nawet jeśli później ktoś żartuje z niej za plecami - to najczęściej jednak z sympatią typowo żywioną do ekscentrycznych, acz niegroźnych dziwów.

Czasem jednak przychodzi do czarownicy ktoś, kto twierdzi, że zna się na rzeczy. Albo kto wierzy w to, co czarownica robi, i chce prosić o pomoc czy radę. Z tym tylko, że ów ktoś posiada całkiem nieprawdziwe wyobrażenie - przekonanie - wiarę o istocie magii.

A zatem - dosłownie i - jak się obawiam - nie po raz ostatni - pozwolę sobie napisać.
Magia to nie wyciąganie białych królików (czy innych pożądanych przedmiotów) z rękawa, kapelusza czy skarpety. Nie można usiąść przed komputerem, jeść chipsów z keczupem, a tak całkiem przy okazji pstryknąć palcami i wyczarować sobie dom z basenem, fontanną i sauną, trzy w jednym.
Magia to nie jedyna, absolutna przyczyna. Nie sposób zakopać się w łóżku, przykrywając kołdrą po brodę (na którą spadają przetłuszczone włosy) i oczekiwać aż książę (czy księżniczka) z bajki wpadnie przez drzwi do dusznej sypialni, legnie u naszych stóp i wyzna miłość, a potem zacznie robić striptiz. 
Magia wreszcie - nie czyni cudów. Nawet najdoskonalszy mag bowiem - jeśli wieczory spędza na oglądaniu meczów, pożeraniu pizzy i piciu piwa - nie pozbędzie się jednym zaklęciem wielkiej gastronomicznej ciąży, który urosła w okolicach jego pępka - a teraz zasłania widok na stopy i nie tylko.

Magia to nie czary rodem z historii o Harry'm Potterze. Magia to przecież w końcu - umiejętność odróżniania rzeczywistości od fikcji. Zostawmy zatem różdżki z włosami z ogona jednorożca, przestańmy wrzeszczeć "Alohomora" i ruszmy własne szanowne cztery litery, by podejść do drzwi, nacisnąć klamkę - i otworzyć się na realność, która czeka, puka - i obiecuje więcej.

2 komentarze:

  1. Podoba mi się język, jakim piszesz. Trafia do mnie. A notka, mimo, że o dość banalnym temacie, to daje do myślenia.
    Pewnie nic Ci to nie powie, jeżeli powiem "Dziękuje, za oświecenie mojej duszy, która błądziła między jawą a snem" .. ale właśnie to zrobię : dziękuję :)
    Mogę Cię zapewnić, że nie raz, nie dwa zaglądnę na Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń