środa, 3 października 2012

Między niebem i ziemią. O Herbstblocie 2012

AUTORKA: Isa (Larhetta)

Biorąc pod uwagę, jak wiele refleksji pojawiło się po ostatnim zlocie z okazji Równonocy Jesiennej, zwanej przez asatryjczyków Herbstblotem, a przez innych Mabonem, trudno uciec od stwierdzenia, że przeżyliśmy coś wyjątkowego. I chociaż teraz, po powrocie, świat niemalże staje na głowie, a "syndrom po-spotkaniowy" daje się we znaki mocniej, niż zwykle, to warto, raz jeszcze, na chwilę zatrzymać się w tym codziennym pędzie, gdzieś pomiędzy pracą, uczelnią, codziennością i obowiązkami, aby napisać kilka rzeczy, które zasługują na wyrażenie.

Moim celem nie jest tym razem gorzka refleksja nad przeszłością i jej owocami. Tego rodzaju wspomnienie pojawiło się już wcześniej. Co jednak jeszcze powinno zostać napisane, zanim zamkniemy ten wyjazd niczym pewien etap, to podziękowania.

Dziękuję - w imieniu swoim i, jak zgaduję, pozostałych uczestników - Asusowi za zorganizowanie wyjazdu. Po wielu miesiącach, wreszcie, udało się nam wszystkim spotkać, tak jak za dawnych czasów, kiedy pogaństwo w Polsce było młode, kiedy my sami - a jakże, również młodzi, pachnący i piękni - traktując to wszystko z lekkością, pozwoliliśmy sobie na niedostatek dbałości (także o własne wątroby). Bogatsi o te doświadczenia, starsi, z pobrużdżonymi twarzami i ze zmarszczkami pod oczami, z siwiejącymi włosami (tudzież niespodziewanie czerwonymi, niczym płonące wieżowce) wreszcie usiedliśmy ponownie wokół jednego ognia (przyznaję, nawet drewno zbieraliśmy całkiem demokratycznie!), piliśmy miód z jednego rogu, spaliśmy pod tym jednym dachem, przeżywaliśmy te same radości i irytacje.

Ileż mamy wspólnych wspomnień, tak swoją drogą! Nie ma chyba kamienia na Ślęży, który nie wywoływałby lawiny skojarzeń. Ile spędziliśmy tam świąt razem? Ile wina i piwa wypiliśmy? Jak wiele razy patrzyliśmy w niebo, snując fantazje o gwiazdozbiorach? Ile razy zaskoczył nas wschód słońca? Czy to naprawdę tak dawno temu było? Różowe słonie? Ślizg w sutannach po gradzie, w wykonaniu grupy zakonnic? Słynny jabłkowo-miętowy sok? Ognisko w garnuszku? "Zemsta Asatru" z papryczkami piri-piri? Chabrowe wino?  

Podziękować należy także (wracając do tematu, zanim pochłoną nas na dobre bezbrzeżne obszary czarowniczej dygresji) osobom, które przygotowały i aktywnie uczestniczyły w rytuale, nie wzdragając się przed otwieraniem puszki zębami czy noszeniem klaustrofobicznej (i, jak się obawiam, uprzednio przepoconej) maski. I chociaż wydaje się, że to miejsce odpowiednie na analizę wzniosłości odtwarzania pierwotnego mitu, może po prostu pamiętajmy "duchy" pożerające w czasie rzeczywistym kiełbasę oraz groźby podtopienia w świętym źródełku.

Wreszcie - w przypływie skromności - podziękujmy samym sobie. Za fantastyczny czas, za wspólne wydurnianie się (barbarzyńskie nimfy i różane przepiórki), za posiniaczone kolana, za dzielone przestrzenie noclegowe, za obrzydliwe kawy, wypijane wcześnie rano (to jest, w okolicach 9:00), za pyszne jedzenie i smugi papierosowego dymu.

Gdziekolwiek teraz jesteśmy, z kimkolwiek spędzamy czas, cokolwiek pijemy i czymkolwiek się zajmujemy... Niech Herbstblot - z całą swoją wyjątkowością - pozostanie nam w pamięci. Niech wywołuje uśmiech na twarzy. Niech przypomina o pewnych wartościach. Niech mobilizuje do kolejnych spotkań. Jesteśmy - powtórzę ponownie - społecznością. Jesteśmy dla siebie światem. Żyjemy osobno - ale ceńmy te dni, które mamy szansę spędzać wspólnie. Dbajmy o kontakt, pijmy za swoje zdrowie - i spotkajmy się ponownie, kiedy tylko będzie to możliwe.

5 komentarzy:

  1. Czuć tą malinóweczkę jak się czyta ;-D

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja Wam dziękuję za wszystko, a szczególnie za niedzielę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy teraz to czytam, widzę, że - malinowo - nieco pozacierała mi się czasoprzestrzeń: ewidentnie pomieszałam przygody spod Ślęży z melanżowaniem na Cynowej ;-)

    OdpowiedzUsuń